Kliknij tutaj --> 🐮 piosenka z bębnami na początku

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! Bądź na bieżąco z najnowszymi newsami Robson_10 ocenił(a) ten film na: 9 Oczywiście nie muszę nawet mówić, że film wymiata, bo to jest bezdyskusyjne !!! Ale jeśli ktoś zna tytuł i wykonawce piosenki na samym początku jak lecą napisy i chyba pokazywane są krajobrazy Vegas to proszę o info. Piosenka „Vegas” została stworzona, aby towarzyszyć „Elvisowi”, filmowi będącemu kroniką życia Elvisa Presleya. Ta piosenka, wydana na początku 2023 roku, stała się natychmiastowym hitem na TikTok, a użytkownicy tworzyli filmy z tańcem i synchronizacją ust, dodając trochę „rozbłysku” Elvisa. Zapraszamy dzieci na spotkanie z muzyką i rytmem. Podczas wyjątkowych warsztatów mali muzycy poznają afrykańskie bębny Djembe oraz przeróżne instrumenty z odległych zakątków świata i oczywiście będą uczyły się na nich grać. Takie zajęcia to wspaniała muzyczna przygoda dla całej rodziny. Zobacz 2 odpowiedzi na pytanie: Jak się nazywa piosenka na początku piosenki eminema Like Toy Soliders? Site De Rencontre Amis Des Animaux. 90. Kombi – Pamiętaj mnie [muz: S. Łosowski; sł: M. Dutkiewicz; 1989]Ciekawe co powiedzieliby synth-popowi reakcjoniści, Joel Ford i Daniel Lopatin, gdyby pokazać im „Pamiętaj mnie”? Czy wówczas, pytani o inspirację dla ich wspólnej płyty, wskazywaliby Kombi? Możemy przeprowadzić symulację: Pitchfork: Wasz album, „Channel Pressure”, wykorzystuje całą paletę archaicznych brzmień syntezatorów. Nie boicie się, że kiedy minie moda na lata 80., zupełnie wypadniecie z obiegu? Ford: Nie, stary, posłuchaj jak to brzmi – to nie są żadne archaiczne brzmienia, tylko jakaś szalona futurologia, *zapowiedź przyszłości, która się nie spełniła*. Więc w jaki sposób miałaby się zestarzeć? Lopatin: Dokładnie. Już samo to, że sięgnęliśmy po takie efekty, dowodzi nieprzemijalnego czaru naszej muzyki. Pitchfork: Podobno zainspirował was szerzej nieznany zespół z Polski, Kombi. Możecie powiedzieć o nim coś więcej? Ford: Parę lat temu koncertowałem w Polsce z moją starą kapelą, Tigercity... Ej, kolego, wiesz, że nigdy nie zrecenzowaliście naszej płyty? No, w każdym razie, na jeden koncert przyszedł jakiś zupełnie zakręcony gość, nie dawał nam spokoju przez cały wieczór, a w końcu wcisnął kilka starych polskich płyt. Na lotnisku w Hamburgu okazało się, że mój bagaż podręczny jest zbyt ciężki, więc część z nich musiałem wyrzucić, ale została mi jedna, „Tabu”. Na początku myślałem, że to jest jakieś wschodnioeuropejskie wydanie „Tambu” Toto, bardzo ich lubię swoją drogą. No ale nie, to było „Tabu”, czyli „Taboo”. Odpaliłem je na discmanie, jeszcze w samolocie i mnie wzięło. Pokazałem Kombi chłopakom z zespołu i powiedziałem Cholera, to jest lepsze niż Scritti Politti, niż Power Station, słuchajcie, musimy nagrać coś w tym stylu! Ale oni byli wtedy kompletnie zakręceni na punkcie Mike & The Mechanics. Powiedzieli, że cała nasza płyta będzie brzmieć jak „Silent Running”, co mnie się wydało troche słabe. Ale nikt nie chciał słuchać. Więc niedługo po nagraniu „Ancient Lover” zgłosiłem się do Daniela, bo temat „Tabu” wciąż nie dawał mi spokoju i zaproponowałem, żebyśmy napisali kilka piosenek w tym stylu. Z wielkimi, elektronicznymi bębnami i klangującym bassem, mieliśmy nawet pomysł, żeby wyprodukował je Bernard Edwards z Chic, ale sprawdziliśmy na Wiki i okazało się, że on nie żyje. Szkoda, muza Kombi by mu podszeła. Pitchfork: Który utwór Kombi zrobił na was największe wrażenie? Ford & Lopatin: „Pamitadż mnaj”! *** W kilka dni po publikacji cytowanego wywiadu, serwis Pitchfork ogłosił, że zespół Kombii weźmie udział w Pitchfork Music Festival ’11 i wystąpi na jednej scenie z Animal Collective, Jamesem Blake’iem i Guided By Voices. Zapytany co o tym sądzi, Grzegorz Skawiński odpowiedział: Mam nadzieję, że uda nam się zaprezentować sporo materiału z trzech ostatnich płyt. (Paweł Sajewicz) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Anna Jurksztowicz – Przenikam 89. Franek Kimono – King Bruce Lee Karate Mistrz [muz i sł: A. Korzyński; 1983]W międzynarodowym pojedynku śpiewających aktorów zwycięzca może być tylko jeden – William Shatner. Na naszym rodzimym poletku zaciętą walkę toczyli natomiast Piotr Fronczewski i Marek Kondrat. Pierwszy z nich, jako Franek Kimono, zaadaptował dla potrzeb żartobliwego projektu muzycznego estetykę uproszczonego disco i synth-popu, które podbijały Europę na przełomie lat 70. i 80. Na fali popularności filmów z Bruce’em Lee okrasił ją dalekowschodnimi elementami, a całość umieścił w nadwiślańskiej scenerii drobnych cwaniaczków, bywalców barów bistro i dyskotek, w których co sobota mieszała się ze sobą bananowa młodzież, dzieci dygnitarzy, peerelowscy normalsi, hedonistyczni reprezentanci świata sztuki i stołeczne prostytutki. Z kolei osiem lat później Marek Kondrat w singlu „Mydełko Fa” podsumował pierwszy etap raczkującej demokracji, w której fonograficzna anarchia zaowocowała niebywałą popularnością nurtu disco polo, odnogą muzyki biesiadnej. Jego skąpana w pianie Cycolina, podobnie jak w 1983 roku „King Bruce Lee Karate Mistrz”, w mig podbiła serca Polaków. Co ciekawe, za oboma projektami stała ta sama osoba, Andrzej Korzyński. Jego prześmiewcze teksty doskonale puentowały realia ówczesnej Polski, z pasją karykaturzysty wyolbrzymiały przywary rodaków, ale też z sympatią kreśliły specyfikę tutejszego folkloru. Pastisz ma jednak to do siebie, że aby godnie zaistnieć na kartach historii, musi się bronić czymś więcej niż tylko bezlitosną gębą satyry. Z perspektywy czasu „King Bruce Lee Karate Mistrz” okazał się klasykiem polskiego disco, który ze śmiałością wykorzystywał zdobycze technologiczne lat 80. ( automat perkusyjny Roland TR-606), poszczególne powiedzenia zakorzeniły się w języku niczym frazy z filmu „Rejs”, a cała stylistyka nieustannie powraca jako trop w kolejnych tekstach kultury. „Mydełko Fa” zaś wciąż zbyt mocno kojarzy się ze wstydliwym zjawiskiem, które toczy gust już nie tylko milionów Polaków, ale także miliarda Chińczyków. (Marta Słomka) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Kapitan Nemo – Wideonarkomania Różowe Czuby – Dentysta sadysta 88. Krystyna Prońko – Kto dał nam deszcz [muz: K. Prońko, W. Olszewski; sł: M. Maliszewska; 1980]Aranżowanie, to ogół czynności twórczych i technicznych, związanych z rozwinięciem utworu muzycznego i nadaniem mu nowego obrazu dźwiękowego – taki cytat z pierwszego polskiego podręcznika aranżacji muzyki rozrywkowej umieścił na swojej stronie internetowej Wojciech Olszewski, współtwórca jednej z najlepszych piosenek w repertuarze Krystyny Prońko. „Nadanie nowego obrazu dźwiękowego”, ależ to brzmi! Tak jakby aranżer przyoblekał utwór w dźwięki i wartości wcześniej przed uchem ukryte, dla ucha niedostępne, co w zasadzie nie wydaje się interpretacją odległą od prawdy. W dorobku Olszewskiego, który aranżerem jest wziętym i pierwszorzędnym, całą magię obrazu dźwiękowego słychać (widać?) właśnie w „Kto dał nam deszcz”. Kompozycja to dość prosta, nawet jeśli nieoczywista, tocząca się niespiesznie jak spontaniczny jam, którego leniwy krajobraz niezauważalnie wznosi się ku hymnicznej melodii instrumentalnego mostka. Jednak nie temat, ale smakowite ozdobniki decydują o klasie utworu z tzw. „czwórki”. Nieświadomy cytat z „Black Cow” Steely Dan (Drink your big black cow vs Więc świeczkę zapal mu ), stylowe dęciaki, które z początku jedynie komplementują głos wokalistki, by po refrenie zająć pierwszy plan w pełnym napięcia, ale pozbawionym patetycznego dramatyzmu crescendo. Och i ach. Daję słowo, to piosenka-błyskotka, pełna wdzięku i elegancji, które w siermiężnych studiach nagraniowych Polski Ludowej były towarem deficytowym. Ciekawe też, że z chronologicznego punktu widzenia „Kto dał nam deszcz” można by uznać za produkt akademicki, stworzony przez dwójkę studentów Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej katowickiej Akademii Muzycznej. A do tego dla obojga było to coś na kształt pierwszego wyjścia z mroku. Z pewnością można tak powiedzieć o znaczeniu „Kto dał nam deszcz” w dyskografii Krystyny Prońko. To pierwszy raz, kiedy piosenkarka, która – jak sama mówi – komponowała od dziecka, zdecydowała się zamieścić własny utwór na płycie (w tym przypadku na wydanym w 1980 roku podwójnym singlu, na którym znalazły się jeszcze dwie inne jej kompozycje). Jeśli chodzi o Wojciecha Olszewskiego, nie znalazłem informacji o jakichś wcześniejszych jego dokonaniach. Po latach współpracownik Prońko dojrzał, okrzepł, sam zaczął nauczać. Ale tak dobrej roboty jak przy „Kto dał nam deszcz” już chyba nie wykonał. (Paweł Sajewicz) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Krystyna Prońko – Poranne łzy Urszula Dudziak – Space Lady 87. Halina Frąckowiak – Jesteś spóźnionym deszczem [muz: J. Skrzek; sł: J. Matej; 1977]Jeśli Józef Skrzek faktycznie był – jak chce Paweł Sajewicz – polskim Steviem Wonderem, to ten nasz Wonder miał też swoją Minnie Riperton. Jak wcześniej Niemenowi, w latach 1977-1981 SBB akompaniowało Halinie Frąckowiak. W tym przypadku to jednak sam Skrzek komponował cały materiał. Efektami tej współpracy były albumy „Geira” i „Ogród Luizy”. Ten drugi, bardziej konceptualny, wypełnia przede wszystkim prog-rockowy patos ballad bratający się z piosenką poetycką (wiersze Wierzyńskiego). Na „Geirze” pojawiają się zaś jeszcze mocarne sophisti-popowe piosenki o jazzowym feelingu, jak np. najbardziej chyba ripertonowskie „Chcę być dla ciebie” czy opisywany opener właśnie. To taka motywowana funkiem jazda bez trzymanki, w trakcie której Skrzek do KORG-owego szkieletu co rusz dokłada nowe klawiszowe blurby, zaś Halina z wprawą soulowej divy atakuje nas kolejnymi melodiami. Te zresztą wynikają z siebie najnaturalniej w świecie, a przecież kto spodziewa się takich rozwiązań w piosence pop? Czy będzie to bliska akrobacjom Urszuli Dudziak wokaliza, albo raczej: główny riff wokalny (!), nerwowe zwrotki, pre-chorus z Frąckowiak rozmnożoną na taśmie, czy z gracją balansujący góra-dół refren. Twórcy oferują nam te wszystkie operacje w niespełna minutę i to jest właśnie przykład idealnie skondensowanej popowej konstrukcji. To, że w środku znalazło się jeszcze miejsce dla zespołowego jamu musiało wynikać ze Ślązaków tendencji do instrumentalnego rozpasania. Jak dobrze, że ten tutaj tak wyraźnie siedzi w estetyce Sly & The Family Stone. (Jędrzej Szymanowski) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Zdzisława Sośnicka – Żyj sobie sam Kombi – Jak ja to wytrzymam 86. Kult – Arahja [muz: Kult; sł: K. Staszewski; 1988]„Arahja” równa się Kult, Kult równa się „Arahja”. W ślad za obserwacją, że oto słuchamy esencji poczynań zespołu, którego w ramach rockowej nomenklatury nijak nie idzie zaklasyfikować, pojawia się sugestia, że być może mamy do czynienia z najoryginalniejszą z wielkich grup polskiego rocka. Spójrzmy: oto rockowy – co do tego nikt nie ma wątpliwości – band, którego specjalnością stało się marginalizowanie roli gitar. Jego wokalista raczej skanduje niż śpiewa, ale robi to z podniosłością znamienną dla tuzów stadionowych spektakli. Wreszcie piosenka posiada klasyczny singlowy format trzech i pół minuty, ale szydzi sobie z niego w najlepsze, mantrycznie powtarzając sekwencję tych samych akordów i identyczną dla pseudozwrotki i pseudorefrenu melodię. Tak, „Arahja” to ucieleśnienie polish rocka, ale rozumianego mniej jako zbiór inspiracji zespołu Nerwowe Wakacje, a bardziej jako definicja muzycznego smaku polskiego studenta, dekalog rodzimej sceny alternatywnej: świata dawno rozszyfrowanych metafor, melodii bez zakrętów i monumentalnych emocji. Utwór niesiony charyzmą Kazika, jego poetycką wizją podzielonego Berlina (czy tak brzmiałoby „The Wall”, gdyby powstało w PRL-u?) i narastającą ekspresją; utwór, w którym temperatura wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do muzycznej inwencji zespołu; który swoją przygnębiającą, socrealistyczną monotonią buduje napięcie lepiej niż niejeden miotający przysłowiowymi septymolkami jazzman. Ale hej, to tylko rock – sposób na wyrażanie najważniejszych emocji najprostszymi środkami. Nawet jeśli takiego polish rocka nie grał nikt przed nimi. (Kuba Ambrożewski) Posłuchaj >> Podobało się? Posłuchaj również: Kult – Do Ani Kult – Piosenka młodych wioślarzy Data utworzenia: 11 lutego 2010, 10:51. - Nie będę pokazywał rajtuz, nie będę miał siedmiu kolczyków i nie będę bił żony czy robił innych skandali - tak swój powrót na scenę zapowiada Zbigniew Hołdys (59 l.). Kompozytor i gitarzysta opowiada w rozmowie z Faktem o przygotowaniach do swojego koncertu - pierwszego od 10 lat! Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Foto: Fakt_redakcja_zrodlo Hołdys nie ukrywa, że obecny show-biznes go mierzi, zdaje sobie też sprawę z tego, jak bardzo zmieniły się muzyczne gusty publiczności. Ale założyciel legendarnego Perfectu, który stoi za sukcesem takich przebojów jak „Autobiografia”, „Ale wkoło jest wesoło” czy „Nie płacz Ewka” nie boi się zmian. I obiecuje, że wszystkich nas zaskoczy!Swój ostatni prawdziwy koncert dał pan 10 lat temu. Ale szykuje się pan na wielki powrót na scenę. – To chyba jeszcze nie jest odpowiednia pora, żeby o tym mówić. To będzie dopiero 16 kwietnia w warszawskiej Stodole. Jestem w tej chwili w trakcie trwających od dwóch miesięcy naprawdę bardzo ciężkich przygotowań do tego koncertu. Próby rozpoczynam od 1 marca. Będą one trwały codziennie po 8-10 godzin. Nie mogę mówić w tej chwili za wiele, bo nie chcę w tej chwili stawiać przyjaciół, muzyków, z którymi gram, pod presją. Myślę, że będzie fajnie. Taką mam pan na sporą frekwencję? Zdaje się, że wciąż ma pan wielu fanów. – Będę bardzo szczęśliwy, jeżeli spełnią się pani słowa. Jestem nauczony życiowej pokory i wiem, że może się zdarzyć, że będzie pusta sala. Skąd ja mogę to wiedzieć? Tyle lat mnie nie było na scenie, więc zmieniło się pokolenie miłośników muzyki. Wielu pewnie nawet nie wie, kim jest Hołdys. Ale ja ich zaskoczę! Na tym koncercie będą działy się dziwne rzeczy!A co konkretnie? W jednym w wywiadów powiedział pan, że będzie pan grał muzykę diabelską. – Ci, co są prostolinijni, to pomyślą, że Nergal jest diabelski, ale ja diabelstwo postrzegam w znacznie szerszej skali. Po prostu wyłapuję każdą duszę na widowni i będziemy się szatańsko więcej pan nie zdradzi? – Ja się zmieniam, więc nie ma takiej możliwości, żebym ciągle grał tak samo. Myślę o tym, jak w wesoły, kpiarski sposób wykonać kilka słynnych piosenek Perfektu, z których zasłynąłem jako kompozytor, typu „Nie płacz Ewka” czy „Autobiografia”. Bez tego wielkiego patosu, bo już trzeba zacząć patrzeć na to z właśnie. Nie było pana na scenie wiele lat. Skąd decyzja o powrocie? – Zespół zaprosił mnie na wspólny występ. Nie przywiązywałem do tego jakiejś wagi. Nie chciałem zawieść Muńka Staszczyka, bo to był ich jubileusz i on sobie wymarzył, że wystąpi ludzie, z którymi jeszcze nie grał. Nie paliłem się do tego, jednak zacząłem z nimi grać i usłyszałem ten huk gitar, który jest najpiękniejszym odgłosem świata i ten rytm perkusji, który powoduje, że moje serce zaczyna bić równo z bębnami... Wtedy sobie pomyślałem: – O tak, ja jestem jednak zwierzę! Kurde, to jest przecież to, więc co ja jeszcze robię w domu? To była natura, która wezwała mnie do lasu i po prostu potrzebował pan porządnego bodźca. – Tak, mnie się grać chce zawsze, tylko że trzeba mieć jakiś powód, żeby zagrać. Nie jest moją misją granie dla pieniędzy. Taką mam niestety naturę, że dla mnie jest ważniejsze to, żeby fantastycznie zagrać. Oferty typu „mamy dla pana parę złotych, niech pan przyjdzie i zagra”, w ogóle mnie nie rynek muzyczny wygląda dziś zupełnie inaczej niż 30 lat temu. Tu chodzi przede wszystkim o pieniądze. – Mówię otwarcie – ja nie wiem, co się dzieje za bardzo na rynku. Nie znam tych mechanizmów promocyjnych, które są dziś stosowane. Ja po prostu gram. Nie będę pokazywał rajtuz, nie będę miał siedmiu kolczyków i nie będę bił żony czy robił innych skandali. Nie tędy droga. Ja po prostu chcę zagrać z najlepszymi muzykami w Polsce, jakich tylko można sobie mówi pan o muzyce, w pana głosie słychać pasję i emocje. To wciąż jest pana życie. Nie tęsknił pan za graniem? – Tak, bardzo, ale za każdym razem znajdowałem przyczyny, dla których uważałem, że powrót nie ma sensu. Czym innym jest granie, uprawianie muzyki, a czym innym są mechanizmy show-biznesu. To są dwa zupełnie inne światy. Mechanizmy show-biznesu są dla mnie nie do zaakceptowania. Nigdy nie czułem się dobrze z różnymi zakulisowymi gierkami, gdy ktoś coś z kimś zawsze mnie mierziło. Dla mnie najważniejsze było to, żeby wyjść na scenę i zagrać tak, żeby ludziom oczy wyszły i żeby przeżyli cudowne widowisko. Dzisiejsze czasy, ilekroć o tym myślę, zawsze mnie deprymowały. To nie jest moje terytorium, zawsze mnie to odstraszało. Proszę mi wierzyć, sama muzyka jest piękna, a wszystko wokół jest jednak pan wrócił i chce koncertować, to musi pan mieć dobrą kondycję. Podobno w związku z tym zajął się pan na poważnie swoją formą. No i wyglądem. – Wyglądem nie, bo wygląd mam w dupie. Wygląd się dostaje w darze od natury. Co ma powiedzieć taki żółw albo jakiś konik garbusek? Problem jest w tym, że by móc zagrać dwu- czy trzygodzinny koncert – a może się tak skończyć – to trzeba mieć po prostu żelazną można mieć nadwagi, którą redukuję. Nie mogę mieć kontuzji, które zresztą sam sobie zapewniłem od muzyki, na przykład potworny ból łokcia. W związku z tym spokojnie sobie zacząłem codziennie uczęszczać na treningi, rehabilitację i inne rzeczy, które pomogą mi zagrać koncert na miarę moich długo pan już ćwiczy? – Trzy miesiące. Widać już postępy. Są ćwiczenia, których mogę wykonać sto razy tyle niż na początku. Bo wcześniej po 30 sekundach spadałem z dodatkowo ma pan dietę? – Jestem pod kontrolą medyczną, bo prowadziłem bujne życie i ślady w moim organizmie pewnie gdzieś tam pozostały. W związku z tym jest pewna mieć pan silną wolę... – Słynę chyba z tego, że jak się zaprę, to raczej jest już korcą pana słodycze? – Nie jem słodyczy i nic mnie nie dużo pan schudł? – A to już jest moja tajemnica. /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo Hołdys to założyciel słynnego Perfectu /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo To on napisał takie hity jak "Autobiografia" czy "Nie płacz Ewka" /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo Ostatni raz prawdziwy koncert dał 10 lat temu /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo Na scenę wraca w kwietniu /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo Pan Zbigniew kocha muzykę /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo Od show-biznesu woli trzymać się z daleka /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo Kiedy wystąpił na scenie z znów poczuł chęć grania /9 Zbigniew Hołdys szykuje się do powrotu na scenę. Zbigniew Hołdys gardzi show-biznesem Fakt_redakcja_zrodlo Z Beatą Kozidrak, inną zasłużoną postacią polskiej muzyki /9 Hołdys: Nie będę grać dla pieniędzy! Fakt_redakcja_zrodlo Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Polityka cookiesKorzystamy z plików cookies zgodnie z polityką prywatności. Pamiętaj, że możesz określić warunki dostępu do tych plików w piosenki starej lata 70-80 miałam ją ma kasecie magnetofonowej, na okładce wydaje mi się meżczyzna tańczący z pióropuszem? na pewno w białej chyba rozpiętej koszuli, na początku słychać tylko bębny póżniej coraz szybciej, dochodzi trąbka/klatnet i wokal męski dosc wysoki głos, wesoła rytmiczna piosenkaData dodania: rok temuByć może to piosenka "Learn To Fly" grupy Pink FloydData dodania: 5 miesięcy temuA może chodzi o piosenkę Paula Simona "The Obvious Child"? Na okładce tej płyty ("The Rhythm of The Saints") rzeczywiście widać 2 biegnących mężczyzn w pióropuszach. I klimat piosenki też by się zgadzał z opisem :-) ... Usłyszałeś przypadkiem piosenkę w radiu, ale nie dosłyszałeś tytułu? Melodia chodzi za tobą kilka dni, ale nie możesz wpisać ją w wyszukiwarkę, bo nie masz pojęcia, jak się nazywa? Dobrze trafiłeś - oto 10 kompozycji, które każdy miał okazję poznać, ale jakimś cudem nie wie, jakie są ich tytuły. Chumbawamba - "Tubthumping (I Get Knocked Down)" Chwytliwy refren, dwa odmienne wokale, charakterystyczna trąbka - oto trzy elementy, dzięki którym zapamiętałeś numer brytyjskiej kapeli. Niektórzy mogą także pamiętać utwór z niezapomnianej gry World Cup 98. Teddybears - "Cobrastyle (feat. Mad Cobra)" Ta piosenka również zaliczyła romans z serią Fifa. Jednak trudno ocenić, skąd każdy słuchający ją zna. Utwór pojawił się bowiem w mnóstwie reklam, gier komputerowych oraz seriali, a głównym motywem zapamiętywanym przez szukających tytułu jest fragment "My style is di bom digi bom di deng di deng digi digi". Sprawdź tekst do utworu "Cobrastyle" w serwisie Touch And Go - "Would You...?" Zostańmy przy brzmieniu trąbki jeszcze na chwilę. Oprócz szaleńczego tempa jakie narzucili muzycy w utworze pojawia się jedna, wbijająca się w głowę linijka - "Would you go to bed with me". Sample z kompozycji można było usłyszeć w kilku reklamach. White Town - "Your Woman" "Your Woman" to absolutny klasyk lat 90., który szturmem wdarł się do głów słuchaczy. Nie można tego powiedzieć jednak o tytule utworu i nazwie grupy. Znane są przypadki, że niektórzy poszukiwali tytułu utworu nawet przez kilka lat. David A. Stewart & Candy Dulfer - "Lily Was Here" "Mężczyzna gra na gitarze, kobieta na saksofonie. I była tam jeszcze kobieta w sukience w paski. Jak to się mogło nazywać?" - zastanawia się pewnie spora rzesza osób. Chodzi oczywiście o singel promujący film "Była tu Lily", który zrobił większą karierę niż sam obraz. Suzanne Vega - "Tom's Diner" Niektórzy wychowali się na tym utworze, inni natomiast kojarzą tylko "tu tu tu tururu tu tu". Faktem jest, że to właśnie ten fragment zapewnił utworowi niezwykłą popularność, którą cieszy się do dziś. Sprawdź tekst do utworu "Tom's Diner" w serwisie The Fratellis - "Chelsea Dagger" Kolejny utwór z bardzo prostym do zanucenia motywem. Dodatkowo numer stał się popularny dzięki hokejowi. Melodia rozbrzmiewała po każdym golu Chicago Blackhawks. U nas rozpowszechniła ją jedna z reklam piwa. Liquido - "Narcotic" Na Youtube można znaleźć wiele komentarzy typu "utwór miałby dużo więcej wyświetleń, gdyby ludzie znali jego nazwę". To prawda. Liquido brzmią bowiem prawie tak samo jak inne zespoły z tamtego okresu. Oprócz tego, grupa po szybkim zdobyciu popularności zniknęła, nie potrafiąc stworzyć kolejnego chwytliwego numeru. Sprawdź tekst do utworu "Narcotic" w serwisie Men At Work - "Down Under" "Szukam piosenki o tym, że w Australii wszystko jest do góry nogami", to standardowe pytanie w kontekście tego utworu. Men At Work, nieco przypadkiem, stworzyło kompozycję, która równie dobrze mogłaby stać się hymnem Australii. Utwór powstał w 1981 roku, ale jego popularność sięga daleko poza lata 80. Zamykał on Olimpiadę w Sydney, a także wieńczył film "Krokodyl Dundee w Los Angeles". Oprócz tego, często jego odtworzenia życzą sobie sportowcy z Australii. Morcheeba - "Otherwise" "Otherwise" to jeden z najpopularniejszych utworów brytyjskiej Morcheeby, jednak wiele osób nie kojarzy nazwy zespołu, a bardzo klimatyczny teledysk oraz głos Sky Edwards. Zobacz teledyski Morcheeby na stronach Interii! #1 2018-12-04 22:19 Pomocy! Szukam piosenki, dość starej, która rozpoczyna się graniem na trąbce bądź saksofonie, nie pamiętam żadnych z niej słów jedynie teledysk. Więc teledysk nagrany jest jakby w ruinach domu, czy coś w tym stylu i jest w nim kobieta, nikogo innego rwczej już tam nie ma, śpiewa to mężczyzna. Będę bardzo wdzięczna za pomoc!

piosenka z bębnami na początku